|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
jacobina
when the sun goes down
Dołączył: 03 Kwi 2009
Posty: 559
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 21:01, 30 Sie 2010 Temat postu: |
|
|
liquefy napisał: | Adeline. napisał: | Valley Of Calm Trees, Echoes, Surfing The Void.
Ogólnie, to płyta jest dobra, podoba mi się, ale cholera! To Klaxons! Na klxns jest stanowczo za słaba. Wymagałam jednak od nich trochę więcej. |
a ja właśnie spodziewałam sie, że po pierwszej świetnej płycie, druga bedzie tragiczna (tak jak w przypadku mgmt np.-przynajmniej w mojej opinii |
zgadzam się, mgmt to gówieńko.
co do surfing the void jest mega kakofonią poza 3 pierwszymi kawałkami oraz flashover nie da się wytrzymać zbyt dużo riffów nałożónych na siebie.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Adeline.
Crying Lightning
Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 2391
Przeczytał: 0 tematów
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 0:32, 31 Sie 2010 Temat postu: |
|
|
Klaxons trochę przekombinowali, a szkoda.
MGMT ciągle nie przesłuchałam, wiedziała, że o czymś zapomniałam.
Dla zainteresowanych:
Cytat: | Po tegorocznym gdyńskim koncercie zespołu Klaxons, podczas którego pojawiły się również premierowe kompozycje, mające składać się na zawartość Surfing The Void, wygłosiłem podczas swego radiowego programu tezę, że na ten krążek warto czekać. W tym miejscu przydałby się zestaw mądrości ludowych, o głupocie Polaków i wiośnie jaskółek, pewne jest jednak to, że moja pierwotna ocena, dokonana – proszę pamiętać – jedynie na podstawie wykonania na żywo części nowych utworów, okazała się całkowicie przestrzelona. Jeśli coś takiego, jak syndrom drugiej płyty, może, jako coś realnego, stanowić jakikolwiek punkt odniesienia, to wskazać należy, że Surfing The Void jest pierwszorzędnym w tym zakresie przykładem. Oto bowiem zespół, który fantastycznym debiutem wprowadził nową jakość w brytyjskim rocku – nie tylko w dziedzinie nazewnictwa, rezygnując z obowiązkowego the na początku, czy też mody i szeroko rozumianego looku , ale również w odniesieniu do tworzywa, którym się posługują, a więc estetyką kosmiczną i nieoczywistą, ale jednocześnie nośną i przebojową (zjednując sobie nie tylko życzliwość mediów, jak i uwielbienie fanów, ale prowokując największy wysyp epigonów ostatnimi czasy) – dość rozpaczliwie próbuje zdyskontować sukces, uciekając jednocześnie od wszystkich tych etykietek, które w okolicach debiutu im przyczepiono. Swoją drogą, po premierze Myths of the Near Future próbowano przewidzieć, jak brzmieć będzie jego następca (dowodząc, że po tak ekspansywnym starcie trudno prorokować o przyszłości zespołu). Dziś już wiem (celowo nie używam liczby mnogiej, bo inne znane mi recenzje pieją nad krążkiem bezgranicznie), że Surfing the Void nie spełnia jakichkolwiek pokładanych w niej nadziei i oczekiwań. Tak, to praktycznie inny album niż jego poprzednik. Ci jednak, którzy zwrócili na Klaxons uwagę ze względu na ich nietypowość i dążność do eksploracji, omawianą tu płytą mogą poczuć się zwyczajnie znudzeni, wkurzeni nawet (przy pierwszym kontakcie, mniej więcej w połowie, miałem ochotę wystawić ją na Allegro). Ta muzyka irytuje: nieustanną zmianą tempa, wielością motywów, estetycznym przegięciem, grzmotami i krzykami – to wszystko okazuje się w ogólnym rozrachunku bezcelowe i właściwie nie na miejscu. Klaxons nie pozwalają choć na chwilę odetchnąć, goniąc za ideałem, nad którym pracowali przecież prawie trzy lata. Ideał zatracił się jednak w produkcyjnym misz-maszu, potwornie głośnym i tupeciarskim, przez co kompletnie odstręczającym. Sugerując się nazwiskiem producenta, który odpowiedzialny jest za wysyp produktów Korno- i Sepulturopododbnych, można by twierdzić, że chodziło przede wszystkim o to, by Surfing the Void stawiało wyzwanie, zarówno dla muzyków, którzy mieli zmierzyć się z kimś o znacząco odmiennym podejściu, jak i samych odbiorców, którzy mieli dostać coś zupełnie INNEGO, ambitnego, chropowatego. Gniew poszczególnych kompozycji, wobec braku jasnego przekazu, jest tylko śmiesznym tupnięciem nóżką. Zdecydowanie lepiej jest, gdy Klaxons zamiast kombinować, skupiają się na konkrecie – singlowe Echoes, The Same Space czy Twin Flames (ciekawe: te kompozycje spośród zestawu premierowych – chyba nieprzypadkowo – pamiętam z lipcowego koncertu najmocniej) nie silą się na wybujałość i w swej zwykłości są najbardziej interesujące. To zdecydowanie za mało. I nie wiem czy to wina grzybków sprzedawanych przez peruwiańskiego szamana (nie wiem, jak wy, ale ja uważam, że to bezapelacyjnie żałosna historia), ale ten zapis turbulencji wewnątrz zespołu, skazuje go w dłuższej perspektywie na niebyt.
4/10
<<na potrzeby „Teraz Rocka”>> |
Maciek Tomaszewski. Uwielbiam styl tego pana.
Ostatnio zmieniony przez Adeline. dnia Wto 0:34, 31 Sie 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Pollyfonia
the bad thing
Dołączył: 15 Kwi 2008
Posty: 1617
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 10:25, 31 Sie 2010 Temat postu: |
|
|
Dobra. Popełnię gwałt na własnym sumieniu i ściągnę tą płytę, skoro recenzje są tak skrajne.
|
|
Powrót do góry |
|
|
ocet
News Sheriff
Dołączył: 06 Lip 2008
Posty: 1874
Przeczytał: 0 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 11:15, 31 Sie 2010 Temat postu: |
|
|
skrajne? raczej wszyscy objeżdżają tą płytę jak na mój gust
|
|
Powrót do góry |
|
|
Pollyfonia
the bad thing
Dołączył: 15 Kwi 2008
Posty: 1617
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 11:39, 31 Sie 2010 Temat postu: |
|
|
Widziałam parę bardzo dobrych recenzji, ale nie jestem w stanie ich przytoczyć.
W każdym razie przesłuchałam właśnie po raz pierwszy całą tą płytę i jest taka trochę męcząca, przynajmniej na początku. Echoes oczywiście już znałam, więc słuchało mi się nader przyjemnie, ale już Surfing The Void mnie naprawdę zmęczyło. Za dużo łomotu. Same Space jest całkiem przyjemne. Przesłuchiwanie tej płyty nie było jednak tak odkrywcze jak sądziłam, że będzie, bo wcześniej Klaxonsi udostępnili preview paru piosenek i chociaż wtedy sądziłam, że nie dają mi one w zasadzie nic, teraz ułatwiały przystosowanie się. "Pierdolnięcia" nie ma, ale źle też nie jest. To dało mi zapewnienie, że rezygnując z ich koncertu na rzecz koncertu Karen Elson było dobrą decyzją.
Zastrzegam, że to opinia po jednorazowym przesłuchaniu i potem może mi się jeszcze ona trzy razy zmienić!
Ostatnio zmieniony przez Pollyfonia dnia Wto 11:59, 31 Sie 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Chidori
fake tales of san francisco
Dołączył: 31 Maj 2011
Posty: 162
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Zielona Góra Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 19:07, 08 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
Muszę napisać o Klaxonsach. Dla mnie ten zespół jest po prostu za-je-bi-sty. Uwielbiam ich Jeżeli chodzi o albumy, to rządzi Myths Of The Near Future. Drugi jest gorszy, ale moim zdaniem i tak dobry. Co do ulubionych kawałków, byłby problem, ale jednymi z faworytów są: Echoes, Golden Scans, Magick, As Above, So Belove. Ach, aż sobie Echoes zapuszczę!
Dajcie mi nowy albuuuum!
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|